ASCENSION OF THE EARTH

 

Pull down, tear down, crush clouds
like a flabby cicatrix –
Let the sun melt you,
burn you with heat –

Pull down, tear off your faces indifferently hypocritical –
shriek your hatred rather cruelly –
spread out, destroy,
bite the world to a pulp,
unload yourselves in vortices and swirl as whirlpools,
all, everything suppressed in blood, burst into foam,
and tear up the rosary of prayers,
and weave in sincerity like a dance,
and in the froth of the froth,
with what life has given you,
in your own fire, burn yourselves
and with your truth infect
the globe.

The fat earth is most fertile.
It will whistle for eternity,
…will throw a track around the sun..,
and begin to shake the stars –
it will rage free:
river, forest and field
and in the fires of its own blood –
– – fall down in worship to God –
– – – – – – – – – – – – – – – – –
(slavery – humility of love!)
the quietest, – the simplest, –

6 September 1933

 

 

 

 

 

 

 

 

 

WNIEBOWSTĄPIENIE ZIEMI

 

Ściągnąć, zerwać, zmiąć chmury
jak zwiotczały płat skóry –
niech roztopi was słońce,
niech was spali gorącem –

Ściągnąć, zerwać wam twarze obojętnie obłudne – –
krzyczcie raczej nienawiść przenajkrwiściej okrutną –
roztaczajcie się, niszczcie,
świat na miazgę przegryźcie,
wyładujcie się w wolty i jak wiry się zwirzcie,
wszystko, wszystko stłumione w krwi rozburzcie na pianę,
rwijcie modlitw różaniec,
wpląszcie w szczerość jak w taniec,
zachłyśnijcie się pianą,
tym, co z życiem wam dano,
w ogniu własnym się sprażcie
i swą prawdą zaraźcie
glob.

Ziemia tłusta najżyźniej
na odwieczność zagwiżdże,
rzuci tor wkoło słońca,”
zacznie gwiazdy roztrącać –
rozszaleje się wolna:
rzeczna, leśna i polna
i w krwi własnej pożogach – –
– – spadnie kornie do Boga –
– – – – – – – – – – – – – – – –
(niewolo – pokoro miłości!)
najciszej, – najzwyklej, – najprościej –

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

LABYRINTH OF MADNESS

 

A hollow quadrangle in the wall, a door maddeningly multiplies somewhere,
where I don’t look, grows a door a hundred times as flat as a rectangle –
where I don’t go, there will be doors, and where I don’t come, they will remain,
until they grow a wedge in my brain – until they bite into me and bite into my wound,

and there will be four-framed emptiness, and there will be the nonsense of four angles,
there will be the madness of wounded walls, its flesh has been torn out with a perch,
it will screw itself into the brain like a vortex with oblique turns,
a whirled array of doors, which together are and are not doors.

And in this madness there will come a thought that will pierce me like a motto,
that in the intricacy of hundreds of doors, one is silence and simplicity –
will drive me backwards and forwards and each chasm torn into a square,
until at last unity takes me, battered before by multiplicity.

A thousand-thousand non-door-doors through which I must pass, though I don’t want to,
will lap up the threshold awareness with a toothless maw’s grotesquerie,
A thousand-thousand-and-one doors could already be huddling in peace,
but there is this lunacy, which wants the pain of wandering, rather than a port of nails. – –

If I stop rushing forward in inhuman days full of human pain,
a thousand-thousand white days will pass through me in silence –
but I want at every painful blow to rush ahead eternally,
instead of waiting in the fog of deafening silence until the way out comes to me.

15 December 1933

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

LABIRYNT OBŁĘDNY

 

Pusty czworokąt w ścianie, drzwi, obłędnie się rozmnaża dokądś,
dokąd nie spojrzę, rosną drzwi stokrotnie płaskie jak prostokąt –
dokąd nie pójdę, będą drzwi i skąd nie przyjdę, pozostaną,
póki mi wrosną klinem w mózg – aż mi się wżgną i wryją raną,

i będzie pustka czwórnych ram, i będzie czwórnych kątów bezsens,
będzie szaleństwo rannych ścian, z których wydarto miąższ okrzesem –
w mózg się wśrubuje niby wir skośnie wrotnymi nawrotami
rozwirowany wachlarz drzwi, co razem są i nie są drzwiami.

A w tym obłędzie przyjdzie myśl, która przebodzie mnie jak motto,
że w zawiłości setek drzwi jedne są ciszą i prostotą –
rozpędzi w skos i w tył i w przód każda przedarta w kwadrat czeluść,
aż wreszcie jedność weźmie w chwyt mnie wysmaganą wprzód przez wielość.

Tysiąc tysięcy niedrzwi – drzwi, przez które muszę iść, choć nie chcę,
groteską swych bezzębnych paszcz świadomość progów swych wychłepce;
tysiąc tysiączne pierwsze drzwi mogłyby dziś już wtulić w spokój,
lecz jest ten szał, co woli ból rozbłąkań, niż się portem okuć. –

Jeśli przestanę pędzić w przód w dni ludzką męką nieczłowiecze,
tysiąc tysięcy białych dni przeze mnie ciszą się przewlecze –
a jednak chcę na każdy cios w boleści w przód się rwać wieczyście,
miast czekać w mgle ogłuchłych cisz, aż samo do mnie przyjdzie wyjście.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

SONG OF ADVENTURE

 

On the white stilts of the birches the sun fled maniacally,
evening struck
in alarm
to the shrill gong of the moon
a splash of silver cascades
clapped the grains of their reflections
and the summer warm adventure pulsed across the Vistula.

0000I am waiting. I am waiting. I’m waiting –
0000until the sharp key of emotion
0000will sound the summer adventure
0000an unknown song about us –
0000zodiac –
0000detected madman
0000in God’s court he tears himself
0000and wipes his tears with leaves, leaves shining
0000in the maples –

The evening struck in alarm.
It gurgled from the milky ways of the river.
The calm outline of the pine tree in the downpour of glare
has been lost.
– The song is full of you like a jug
of clay milk,
though it sings nothing of you,
though it says nothing about you.

1934

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PIOSENKA O PRZYGODZIE

 

Na białych szczudłach brzóz uciekało słońce maniacko,
wieczór uderzył
na alarm
w krzykliwy gong księżyca
rozprysk srebrliwych kaskad
ziarnami odbłysków klaskał
i letnią ciepłą przygodę przez Wisłę tętnie przemycał.

0000Czekam. Czekam. Czekam –
0000aż ostry wzruszenia klawisz
0000zabrzmi letnią przygodą
0000nieznaną piosenką o nas –
0000zodiak –
0000wykryty szalbierz
0000na sądzie boskim się łzawi
0000i łzy ociera liśćmi, liśćmi lśniącymi
0000w klonach –

Wieczór uderzył na alarm
Chlusnęło z mlecznych dróg rzeką.
Spokojny kontur sosny w ulewie blasków
się zgubił.
– Piosenka jest pełna ciebie jak dzban
gliniany mleka,
choć nic o tobie nie śpiewa,
choć nic o tobie nie mówi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ESCAPE

 

Glowing with flames of color, the wild garden sticks in the ground like a fuse,
Hold the red hot as fire, and the earth explodes with a firecracker –
A delicious peacock of colorful enamel strolls hard in the sunshine
behind a row of leafy maples arranged in a green row.

0000So it is by day: sunflowers circling, sharp buttercups scattered with sparks,
0000maple leaves varnished and lofty, flamboyant peacocks;
0000midnight bright as an acorn noon from the glitter and glare of lightning,
0000thunder after thunder lights the trees with sheer brilliance and sheer shine.

In lonely rooms I roam, thinking of an unknown garden,
gazing at the gray upholstery, listening to the creaking and rustling,
I – the only known earth among deadly circling planets,
in the midst of things of explicit color and implicit, unclear content –

0000I look into the standing ponds of mirrors and float out of them like a drowning man,
0000I examine my eyes with an anxious hand and feel the hard eye socket,
0000then, shrieking, I run blindly into the peacock’s colorful garden,
0000to the coppery glowing trees and to lilacs burnt white,

into the shaking of chestnuts, into the swaying of hazels and willows,
into the clamor of misty appearances and secret, unclear content –
I weep with grief,
I kiss my lips,
I laugh
and crease my brow,
only life remains,
to forget about the death in death.

1937

 

 

 

 

 

 

 

 

 

UCIECZKA

 

Rozżarzony płomieniami barw, dziki ogród tkwi w ziemi jak lont,
przytknij czerwień gorącą jak ogień, i wybuchnie ziemia petardą –
pyszny paw z kolorowej emalii w pełnym słońcu przechadza się hardo
za szpalerem liściastych klonów ustawionych w zielony rząd.

0000Tak jest w dzień: słoneczniki krążące, ostrych jaskrów rozsiane iskry,
0000liście klonów kryte lakierem i wyniosłe, krzykliwe pawie;
0000północ jasna jak żółte południe od połysku i blasku błyskawic,
0000grom za gromem drzewa zapala samym blaskiem i samym połyskiem.

Po samotnych krążę pokojach, o ogrodzie myśląc nieznanym,
zapatrzona w szare odbicia, zasłuchana w skrzyp i szelesty,
ja – jedyna wiadoma ziemia pośród martwo krążących planet,
pośród spraw jawnego koloru i niejawnej, niejasnej treści –

0000patrzę w luster stojące stawy i wypływam z nich jak topielec,
0000oczy badam dłonią wylękłą i wyczuwam twardy oczodół,
0000wtedy – krzyk – i wybiegam na oślep do pawiego, barwnego ogrodu,
0000do miedzianych drzew rozżarzonych i do bzów rozpalonych do bieli,

w zatrzęsienie wpadam kasztanów, w kołysanie leszczyn i wierzb,
w krzątaninę mglistych pozorów i niejawną, niejasną treść –
płaczę z żalu,
całuję w usta,
śmiechem parskam
i marszczę brew,
tylko życie mi w życiu zostaje,
by o śmierci zapomnieć na śmierć.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

EPITAPHIUM

 

… And as the dark forest flowed through the valley
sliding over turtles, perching in tall anthills,
leaping into throbbing streams, falling on the mosses I chased
your elusive smile that flashed with the mists.

… There is nothing left of your face. Nothing but your features folded
in the eye an accessible face, your former face of bones.
Flying clouds of associations, if they were scattered by the wind
fell from your features as from mountains so that now I could see them.

… So this is your smile: blue frigates of memories,
pink frigates of dreams, first spread out to fly,
they draped it in their sails. Such is thy forehead! Your temples!
Lips! The image of love has covered your lips this far.

1939

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

EPITAPHIUM

 

… A kiedy ciemnym borem ciemna płynęła dolina
ślizgając się po żółwiach, grzęznąc w wysokich mrowiskach,
skacząc w bijące potoki, na mchy spadając goniłam
twój nieuchwytny uśmiech, który z mgłami błysnął.

… Nic z twarzy twej nie zostało. Nic — tylko rysy złożone
w oku dostępną twarz, dawnej twej twarzy kościec.
Lotne obłoki skojarzeń, gdyby wiatrem spłoszone
opadły z rysów jak z gór bym teraz mogła je dostrzec.

… Taki więc jest twój uśmiech: niebieskie fregaty wspomnień
różowe fregaty marzeń, wpierw rozpostarte do lotu,
kryły go swymi żaglami. Takie więc czoło twe! Skronie!
Usta! Obraz miłości twe usta zasłaniał dotąd.

 

 

 

 

 

 

 

Zuzanna Ginczanka (1917-1945) was a Polish-Jewish poet of the interwar period. She was born in the tumultuous year of the October Revolution, and her parents subsequently left her orphaned in the midst of the First World War to be raised by her grandmother. She began writing poems at the age of four, published her first poems at fourteen, and was nationally recognized for her poetry by sixteen. Her first and only collection, On Centaurs, was widely lauded in Poland when it was released in 1936. She was arrested in Kraków in 1944. Tragically, she was shot by the Gestapo no more than a few days before Kraków was liberated by the Soviets on 18 January 1945. She died at the age of twenty-seven.

Alex Braslavsky is a scholar and translator of Polish, Czech and Russian poetry, as well as a poet. She is a first-year Ph.D. student in the Harvard Slavic Department and writes scholarship through a comparative poetics lens. As a 2021 American Literary Translators Association Mentee, she is translating the poetry of Zuzanna Ginczanka. She is working on her first poetry collection, Answering Machine.